Dlaczego tzw. kancelaria odszkodowawcza to nie jest najlepszy pomysł?

Walka z ubezpieczycielami okazała się „złotym interesem”. Z jednej strony permanentne i wręcz „bezczelne” zaniżanie należnych odszkodowań przez towarzystwa ubezpieczeniowe, z drugiej zaś widok na pokaźne prowizje spowodowały, że jak grzyby po deszczu zaczęły rozwijać się tzw. kancelarie odszkodowawcze.

Działanie wyżej wymienionych podmiotów sprowadza się po pierwsze do odnalezienia klienta.

W tym celu często stworzona jest cała sieć powiązań personalnych, umożliwiających handel danymi osobowymi ofiar wypadków drogowych, czy też ich najbliższych, zaangażowani są:

pracownicy firm pogrzebowych,
personel szpitali,
niekiedy funkcjonariusze policji etc. etc.
Po drugie nakłonienie klienta do podpisania umowy. Bardzo często na tym etapie pracownicy ww. kancelarii zachowują się jak przysłowiowe „hieny”, wykorzystują zły stan fizyczny i psychiczny ofiar, obiecują darmowe uzyskanie bajońskich sum etc. etc. Osobiście zetknąłem się z sytuacją, kiedy Moja Klientka – ofiara wypadku drogowego, była nagabywana podczas zakupów w hipermarkecie i namawiana do wypowiedzenia pełnomocnictwa.

Po trzecie konstrukcja umowy z taką kancelarią jest bardzo prosta, a zarazem dająca złudzenie, iż kancelaria pobiera jedynie % od uzyskanej sumy, a sama wykłada koszty sądowe, prawnika, etc. etc. Takie przeświadczenie wynika z banalnego zabiegu, w którym podpisujący umowę rzadko się orientuje. De facto to on płaci za wszystko. Kancelaria podpisując umowę i działając w imieniu poszkodowanego, jest doskonale zorientowana, iż praktycznie bez żadnego nakładu pracy uzyskuje tzw. sumę bezsporną odszkodowania, od której uwaga …. nalicza sobie prowizję (najczęściej dużo powyżej 20%) ta prowizja z reguły nie tylko wystarcza na pokrycie kosztów dochodzenia pozostałej części roszczenia przed Sądem ale stanowi jeszcze zysk wypracowany „lekką ręką”

Przy odpowiednio dużej ilości spraw taka kancelaria dysponuje ogromnym budżetem trochę na zasadzie piramidy finansowej i może „karmić” ludzi ułudą, iż ich roszczenia dochodzone są „za darmo”.

Po czwarte i chyba najgorsze w tym wszystkim, iż takie podmioty sprawę traktują tylko i wyłącznie jako „towar”. Klienci podpisują podsunięte przez pracownika kancelarii pełnomocnictwo praktycznie „w ciemno”. Bardzo często nawet nie wiedzą, jak wygląda prawnik, który prowadzi ich sprawę, ponieważ kontaktuje się z nimi „ktoś z biura”, a na rozprawę przychodzą aplikanci. To wszystko stawia pod znakiem zapytania rzetelność działania, właściwego przeprowadzenia dowodów, etc. w tak trudnych i uznaniowych sprawach, jak o zadośćuczynienia.

Dlatego wg mnie, jeżeli chcecie podpisać umowę z takim kancelariami, to przynajmniej poproście o jej projekt i skonsultujcie się z adwokatem, być może dzięki temu zaoszczędzicie naprawdę ogromne pieniądze.

Autor tekstu – adwokat Marek Paluch z Giżycka